czwartek, 26 lutego 2015

Mały, prywatny sylwester




        Jest taki jeden dzień w roku, który teoretycznie nie różni się niczym od pozostałych, a jednak jest wyjątkowy. Dzień urodzin. Wyzerowanie roku. Przeskok cyferki w danych osobowych. Kolejny rok odhaczony. Zaliczony. Mały, prywatny sylwester.


        Z pozoru dzień, jak co dzień. Pogoda jak wczoraj. Siódemka jak zwykle spóźniona. Bilet zapomniany - nieodbity. Zajęcia na uczelni w standardowym klimacie. Może obiad wyszedł lepiej niż zwykle i był zjedzony w doborowym towarzystwie. Może popołudnie nieco ciekawsze, bo wspólne. A jednak dzień wyjątkowo wyjątkowy.
   
         Wyjątkowy, bo między tymi wszystkimi codziennościami odbierałam telefony z odśpiewanym sto lat. Potoki słów prosto z serduszka. Moc smsów o spełnieniu marzeń i prywatne wiadomości wróżące stuletnie życie. Nawet facebookowe posty uśmiechały się życząc najlepszego. Za tymi słowami kryją się ludzie. Ludzie, którzy pamiętają (nawet jeśli przypomina błękitny portal).
     
          Najpiękniejsze życzenia to te, które przenikają mnie na wylot. Przywołujące wspomnienia, rozgryzające najskrytsze marzenia, podsumowujące trudny charakterek. Moje i tylko moje. Płynące od tych, których nie mogłoby zabraknąć. 
     
     Za wszystkie niezmiernie dziękuję. Te bliższe i dalsze, pamiętane i przypomniane, opisowe i jednosłowne. Niech się spełnią marzenia (PRAWIE wszystkie), niech nie atakują mnie gołębie, niech zawsze będzie "odbjur" i niech nie zabraknie szczęścia, zdrowia i wszystkiego co najlepsze. 

          Niech życie trwa sto lat, ale pod warunkiem, że przez te sto lat nie zabraknie nikogo, kto tak pięknie życzył. 

Dziękuję! :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz