Ciężko jest
utrzymać wszystko w jednej, komplementarnej całości. Pogodzić to, co trzeba z tym, co się chce.
Ułożyć plan, by nic się nie pokrywało. Lawirować między pracą, a studiami, nie
zapominając o tym, co ważne. Nie zawsze się udaje, ale nie można się poddawać!
Walczę do końca.
Jedno zaplanowane zadanie. Nie
dziś. Na najmniejszy szelest otwieranych notatek, wyłączają prąd. Siedzę i
czekam. Na poprawę warunków się nie zanosi. Czytam przy świetle konającego
laptopa. Zasypiamy razem. Z zapadającą ciemnością rozładowującej się baterii.
Jeden zaplanowany dzień. Trzymam
i nie puszczam. Między palcami wymyka się obowiązkowe spotkanie i ciągnie
zaplanowane ze sobą. Nie. Przekładając terminy, upycham plany z powrotem w
dłoniach. Górą wychodzi egzamin. Wychodzi. Do zobaczenia w czerwcu. Wlewa się
też fala innych wydarzeń wypierających oczekiwane. Nieprzekładalnych? Jedynych?
Ostatecznych? Nieodrabialnych? Nie tym razem. Wszystko się da, jak się chce,
czasem po prostu trzeba trochę pokomplikować – mawiano mi od małego – podejmuję
wyzwanie. Trzymam nadal.
Dookoła stoją inne plany. Te
większe i mniejsze. Na jutro, na za tydzień, na za rok. I ciągle coś z nich
odpada. Sypie się. Biegam pomiędzy i zbieram porozrzucane. Dokładam co odpadło. Podtrzymuję. Nie zawsze nadążam i czasem któreś się rozpadają, ale walczę o te, które pozostały, wciąż wybierając 'ważniejsze'.
Dopóki walczysz jesteś
zwycięzcą. Byle do czerwca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz