wtorek, 21 kwietnia 2015

Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą.

               

   Ciężko jest utrzymać wszystko w jednej, komplementarnej całości.  Pogodzić to, co trzeba z tym, co się chce. Ułożyć plan, by nic się nie pokrywało. Lawirować między pracą, a studiami, nie zapominając o tym, co ważne. Nie zawsze się udaje, ale nie można się poddawać! Walczę do końca.



       Jedno zaplanowane zadanie. Nie dziś. Na najmniejszy szelest otwieranych notatek, wyłączają prąd. Siedzę i czekam. Na poprawę warunków się nie zanosi. Czytam przy świetle konającego laptopa. Zasypiamy razem. Z zapadającą ciemnością rozładowującej się baterii.

   Jeden zaplanowany dzień. Trzymam i nie puszczam. Między palcami wymyka się obowiązkowe spotkanie i ciągnie zaplanowane ze sobą. Nie. Przekładając terminy, upycham plany z powrotem w dłoniach. Górą wychodzi egzamin. Wychodzi. Do zobaczenia w czerwcu. Wlewa się też fala innych wydarzeń wypierających oczekiwane. Nieprzekładalnych? Jedynych? Ostatecznych? Nieodrabialnych? Nie tym razem. Wszystko się da, jak się chce, czasem po prostu trzeba trochę pokomplikować – mawiano mi od małego – podejmuję wyzwanie. Trzymam nadal.

       Dookoła stoją inne plany. Te większe i mniejsze. Na jutro, na za tydzień, na za rok. I ciągle coś z nich odpada. Sypie się. Biegam pomiędzy i zbieram porozrzucane. Dokładam co odpadło. Podtrzymuję. Nie zawsze nadążam i czasem któreś się rozpadają, ale walczę o te, które pozostały, wciąż wybierając 'ważniejsze'.

        Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą. Byle do czerwca. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz